/

04/09/2021

Muzyka Fryderyka Chopina należy do tych rodzajów sztuki fortepianowej, o których można śmiało powiedzieć że są nieśmiertelne. Podobnie, jak utworów Jana Sebastiana Bacha, Wolfganga Amadeusza Mozarta czy Ludwiga van Beethovena, słucha Chopina cała ludzkość. Fenomen kompozytora jednego praktycznie instrumentu, który zapisał się w historii nadzwyczajną miłością do piękna melodii, harmonii i formy. Mistrz środków wyrazu, które rozwinął w małych i wielkich koncertowych formach w przesyconych polską i europejską tradycją, ale też czytelny i uniwersalny dla różnych narodów, i krańcowo odmiennych kultur, indywidualny muzyczny kod. Wykonawstwo tej sztuki ma swoją długą historię, jednak spośród wielu jej interpretatorów Prof.Lidia Grychtołówna, wybitna polska pianistka i pedagog, należy do tej światowej czołówki, która od czasów powojennych zapisuje historię wykonań muzyki Fryderyka Chopina, kontynuując tradycję wykonawczą najlepszych pianistów epoki romantycznej, z samym Chopinem włącznie. O tym, jak odczuwa ona tę muzykę, i co uważa w jej interpretacji za najistotniejsze, oraz jak widzi jej przeobrażenia w obecnym pokoleniu pianistów, opowie nam w czwartej części naszego wywiadu-rzeki. Serdecznie zapraszam!


Część 4.


Gdy ludzie zobaczą na plakacie lub w prasie ogłoszenie, że jest gdzieś koncert lub recital chopinowski, to sala będzie zazwyczaj pełna, nawet jeśli grają artyści jeszcze prawie w ogóle bez nazwiska. Ludzie przyjdą posłuchać, bo po prostu kochają muzykę Chopina.


TT: Jest Pani uważana za jedną z najlepszych interpretatorek muzyki Chopina na świecie, obok takich sław jak Ignacy Jan Paderewski, Arthur Rubinstein, Martha Argerich, czy Krystian Zimerman. Skąd wzięło się u Pani tak wielkie zamiłowanie do tej sztuki? Czy to nie jakaś ogromna, szczególna miłość i pokoleniowe przywiązanie do muzyki Chopina?


Prof. Lidia Grychtołówna: Jest to naturalnie szczególna miłość, to na pewno! Ale, o ile chodzi o praktykę, nie wiem, ja po prostu jakoś wewnętrznie czułam Chopina, podskórnie, czy nie wiem jak, jakoś mi się go dobrze grało. I na przykład na Konkursie Chopinowskim, na którym byłam już jako juror, podeszła do mnie pewna pani i powiedziała:  


- Należy Pani do osób, które wiedzą co to jest legato. 


Ucieszyłam się bardzo, bo to jest dla mnie bardzo ważne, właśnie o to chodzi w muzyce Chopina. 


TT: Czyli absolutna kantylena, śpiewność?


LG: Tak, kantylena, śpiewność linii. Chopin bez niej przecież w ogóle nie istnieje, wystarczy mi posłuchać kilku dźwięków melodii, kilku szesnastek melodycznych w interpretacjach innych pianistów by wiedzieć, czy ktoś potrafi zagrać je na jednym oddechu, i czy czuje tę ideę, czy nie, czy ta muzyka dobrze zabrzmi, i odda charakter jaki chciał nadać jej nasz kompozytor.


TT: Chopin twierdził że należy koniecznie chodzić do opery, i słuchać śpiewaków, aby zrozumieć i dobrze interpretować jego muzykę, szczególnie polecał uczniom włoską operę, ze względu na bel canto i kantylenę?


LG: Tak, no i oczywiście ze względu na pewną swobodę linii melodycznej, która powoduje piękno melodii, i to wyczucie, zróżnicowanie czasu dla różnych miejsc w wykonywanym utworze: Appogiatura, rubato. Moim zdaniem również muzyki Mozarta i Beethovena także nie można grać tylko tak na: raz-dwa-trzy, albo raz-dwa-trzy-cztery, bo wtedy będzie to raczej bardzo szkolne wykonanie. Należy ją także grać z oddechem, nie tylko liczyć, żeby była jednak i muzyka i piękno. Muzyka musi oddychać, tak jak człowiek.


TT: Jak widzi Pani przemianę w sposobie interpretowania tej przecież niezwykle uniwersalnej, i cenionej na całym świecie sztuki fortepianowej, czy jest coś co poza samymi utworami łączy czasy, w których rozpoczęła Pani swoją przygodę z tą muzyką, i czasy obecne, pod względem interpretacji? 


LG: Dzisiejsze wykonania muzyki Chopina zmieniły się diametralnie w stosunku do tego, co było wzorcem dla nas, dla mojej generacji. Dzisiaj gra się Chopina inaczej o tyle, że bardzo szybko, wręcz nawet, jak na mój gust, za bardzo. Tempa, w których wykonuje się tę muzykę są często szalone, wręcz przesadnie za szybkie. To nie zawsze jest dla mnie przyjemne w odbiorze, to jakieś takie stricte sportowe podejście do tej muzyki, przeganianie jej. Nie ma kantyleny, śpiewności, to się jakoś zupełnie zatraca w tych interpretacjach. 


TT: Ale to chyba raczej młodsze pokolenie pianistów ma tendencję do pośpiechu w graniu?


LG: Tak, no właśnie to młode, obecne pokolenie pianistów, z ostatnich lat, bo jeszcze w latach 90-tych tak Chopina nie grano, ale tak zaczęło się dziać od konkursu w roku dwutysięcznym, jak na ironię dokładnie z początkiem wieku XXI. Sprawia to takie wrażenie jak gdyby imponowała im jakaś rywalizacja tylko w tempie, niezrozumiała wyrazowo akrobatyka na instrumencie. Wielu z nich zachowuje się na scenie tak, jak gdyby chcieli grać na zasadzie, że „ja teraz zagram może jeszcze szybciej niż kolega, może mi się to uda“, pokazując w rezultacie bardziej, lub tylko siebie, a nie tę muzykę, i jej rzeczywiste piękno.


TT: Często zastanawiam się, patrząc w te nuty, szukając odpowiedzi na niektóre interpretacje, dlaczego tak szybko się to wszystko gra?


LG: Tak, w wielu wykonaniach, np. Impromptu As-dur, często u niektórych młodych rosyjskich pianistów, brak jest klarowności, tempa zupełnie przesłaniają im przekaz muzyczny, i nie sposób zrozumieć o co im właściwie chodzi. Tam są przecież triole, (figury triolowe - figury łączone z potrójnie grupowanych dźwięków), które same są znacznym przyspieszeniem procesu dźwiękowego, po co je jeszcze niepotrzebnie zaganiać?


TT: I to wszystko pomimo tego, że tak zasadniczo zmieniły się instrumenty, jeśli chodzi o sprawy techniczne i budowę, są masywniejsze, klawiatury są technicznie „trudniejsze do obsługi“, wymagające znacznie większej siły, i kondycji wręcz lekkoatletycznej, a jednak tempa w wykonaniach są znacznie szybsze?


LG: Młodzi mają dzisiaj bardzo dobre palce, dzisiejsza pianistyka w sensie warsztatu jest na pewno dużo lepsza niż była nawet 20 lat temu, oni mają instrument świetnie opanowany, umieją na nim grać, nie są dla nich problemem skoki, oktawy, chyba że ktoś ma bardzo małą rękę, ale na ogół nie mają problemów technicznych, jak dawniej, a interpretacja, jak wiem - czy ona ich aż tak bardzo interesuje? Starają się raczej pokazać bardziej siebie, i swoje umiejętności, niż tę muzykę, którą grają. I to mnie często martwi, gdy słucham współczesnych interpretacji Chopina. 


TT: A czy nie uważa Pani, że to może być nieświadome, że może dzisiaj, w naszym goniącym za karierą, i odnosi się wrażenie - jakby na zatracenie, świecie, jest to po prostu wymuszane ogólnym, psychicznym, i społecznym nastawieniem do życia? Może to właśnie oddziaływuje też na muzykę i jej wykonawców w taki sposób?


LG: No właśnie, dzisiaj tak wygląda życie na Ziemi, w miastach, ludzie nie mają na nic czasu, gonią za wszystkim, jak szaleni, nie widząc że to iluzja, jedzą obiad na stojąco, bo zaraz muszą gdzieś dalej biec, potem mają niestrawności, i tak niczego dobrego im to nie przynosi, a oni jeszcze wzajemnie się napędzają w tej pogoni. Takie czasy, wszechogarniającego pośpiechu i pędu. I tak samo dzieje się w muzyce, jeden drugi, czwarty pianista tak zagra Chopina, no to ten piąty mówi - dlaczego jaj miałbym grać inaczej niż oni? I potem są takie właśnie efekty, że wszystko jest przegonione. A muzyka Chopina to przecież jest po pierwsze cantabile, czyli śpiewność. A tego jej dzisiaj brakuje najbardziej. 


TT: Ale przy tym Chopin w dużej mierze pozostał dla odbiorców niezmienny? Mimo tego że mamy inne instrumenty, inne sale, zmienia się sama publiczność, i jej upodobania, jest mnóstwo wymagających konkursów, ale jednak utwory Chopina gra, kocha i zna prawie cały świat? 


LG: Chopin jest pod tym względem fenomenem. To dziwny przypadek, bo przecież to jest kompozytor, który zostawił w spuściźnie prawie wyłącznie dzieła solowe, utwory na jeden instrument, czyli na fortepian, i to nie w aż tak strasznie wielkiej liczbie, a mimo to, gdy ludzie zobaczą na plakacie lub w prasie ogłoszenie, że jest gdzieś koncert lub recital Chopinowski, to sala będzie zazwyczaj pełna, nawet jeśli grają artyści jeszcze prawie w ogóle bez nazwiska. Ludzie przyjdą posłuchać, bo po prostu kochają muzykę Chopina.


TT: Na czym polega więc fenomen tej muzyki, co tak szczególnego w jej wyrazie, często niezależnie nawet od interpretacji, decyduje o tym, że jest ona tak bardzo ceniona i pożądana? 


LG: Myślę że istotą fenomenu Chopina jest to, że on w ogóle wniósł w swoją epokę zupełnie nową jakość, jeśli chodzi o harmonię - współbrzmienia, dysonanse i rozwiązania, które niezwykle rozwinął w swojej muzyce, przede wszystkim fortepianowej. Z jego twórczości skorzystało potem wielu późniejszych kompozytorów, i korzystają z niej jeszcze także ci obecni, do dziś dnia. On wniósł tyle nowego, że nawet, jeśli ktoś średnio gra na fortepianie, to muzyka jest nadal tak piękna, że chce się jej słuchać, można by powiedzieć - bez końca. Choćby chopinowskie nokturny, przez niego rozwinięte, i wypracowane formy, z wielką kantylenową frazą i melodią. Coś czego nie było przedtem na takim poziomie w muzyce fortepianowej. Jego sztuka ma pod tym względem zupełnie „magiczne“ działanie.


Harmonie Chopina, finał Sonaty z marszem żałobnym, Polonez-Fantazja były zjawiskami najbardziej rewolucyjnymi w ówczesnej muzyce, ale poza tym jego gust buntował się przeciw wszystkiemu, co miało cechy radykalne i wyzywające - w stroju, modzie, zachowaniu, polityce, miłości. Nie przemawiał do niego romantyzm plamy i koloru na obrazach Delacroix, odwracał się z niesmakiem od Rubensa, którego nazwał „malarzem grubych pośladków“. Lubił klasyczną czystość konturów u Ingresa, słodycz i spokój Rafaela. *)



TT: A ciekawe jak interpretowano muzykę Chopina w dawniejszych dziesięcioleciach, jak odbiera Pani różne wersje tych dawniejszych interpretacji?


LG: Ostatnio nadawany jest przez Polskie Radio ciekawy program pt. „Duża czarna“, który emitowany jest w sobotę, chodzi w nim oczywiście o muzykę z nagrań na płytach długogrających, gramofonowych, tzw. winylach, jak to się potocznie mówi. Można w niej posłuchać wielu mało znanych pianistów, z różnych części świata, tych którzy dawniej grali, i nagrywali tę muzykę, a nie zawsze dotarli z koncertami, i nagraniami do nas. Można skonfrontować dzięki niej to, jak grano Chopina kiedyś, i jak gra się dzisiaj, prześledzić wiele różnych podejść do tej muzyki. Jest tutaj ogromna różnica. Dawniej było to takie granie, z którego Chopin niekoniecznie byłby prawdopodobnie zadowolony.


TT: Co ma Pani konkretnie na myśli? 


LG: Kiedyś stylistyka interpretacji była inna, zupełnie różnie od naszych czasów odczuwano treść i czas tych utworów, często dochodziło do skrajnych nadinterpretacji, jeśli chodzi o tempa, rubata, nadmierne przeciąganie wielu fraz, czasami nawet przebijała w graniu po prostu zwykła tandeta, której jednak dzisiaj już tak często nie słyszymy. We współczesnych wykonaniach zaszła w tym sensie również znaczna zmiana. 


TT: A może jednak dla rozwoju interpretacji tej muzyki nie jest wcale tak złe to, że nie wiemy, jak grał ją sam Chopin (podobnie jak Bach, Mozart, czy Beethoven)? Nie ma żadnych nagrań, bo być ich nie może, a byłoby przecież wtedy o wiele trudniej o obiektywne podejście do takiej interpretacji, bo ocena grających zawsze orientowałaby się na to, na ile grający zbliżają wiernością do oryginału?


LG: No tak, ale na podstawie tego, co jest w jego ocalałych listach, i także w zachowanej korespondencji jego przyjaciół i uczniów, (bo skąd inaczej dowiedzielibyśmy się jak uczył), Chopin wymagał w grze bardzo dużej dyscypliny, porządku i konsekwencji. Dawał swoim uczniom do ćwiczenia utwory Bacha Mozarta, i Beethovena, takie, w których obowiązywała konkretna dyscyplina rytmiczna i metryczna, nigdy nie był też zwolennikiem nadużywania środków wyrazu i, więc zapewne i nie byłby też zachwycony słysząc kogoś, kto gra z takim nadmiernym przeciąganiem, czy niepotrzebną egzaltacją. Lepiej już wziąć w tym celu „Modlitwę dziewicy“ (utwór na fortepian polskiej kompozytorki, i pianistki - Tekli Badarzewskiej-Baranowskiej), szkoda na to muzyki Chopina.


„Garnęły się do niego bogate panny, bo być uczennicą Chopina wzmacniało uczucia snobizmu. Z większą dozą taktu i tolerancji traktował uczennice z hrabiowskimi czy książęcymi tytułami bez dużego talentu i bardzo utalentowanych uczniów bez szlacheckiego rodowodu. Inni doprowadzali go czasem do wściekłości. Wymagał przede wszystkim, żeby fortepian śpiewał pod palcami, był uczulony na tym punkcie, nie zależało mu na tym, by naśladować orkiestrę. Wymagał w grze subtelnych szczegółów, dobrego smaku i logiki, dlatego uczniowie zazdrościli Adolfowi Gutmannowi, któremu pozwalał walić w instrument z całej siły i faworyzował go: - Gutmann imponuje mi brawurą.“  *)


TT: No ale dzisiaj przeszliśmy ze skrajności w skrajność, dzisiaj gra się Chopina znowuż za szybko?


LG: Oczywiście, ale to zawsze tak jest. Przecież wówczas, gdy uczyli nas - ten pierwszy „rzut polskich pianistów“, po wojnie, w czasach, kiedy studiowałam, panowała moda na muzykę formalną, i interpretację umiarkowaną. Czyli ważne było by: „Nie wychylać się“, „nie za głośno“, „nie za cicho“, a wszelkie większe wybuchy i emocjonalna przesada były wręcz tępione. Nawet o jeden konkurs później niż ten, na którym grałam (czyli już w roku 1960) była uczestniczka, która grała Chopina bardzo impulsywnie, namiętnie, i została wykluczona. I to już w przedbiegach, w fazie, w której dopiero wyłaniała się ekipa mająca reprezentować Polskę na Konkursie Chopinowskim. Ona zaś nie przeszła, bo wykonywała tę muzykę zbyt skrajnie, ze zbyt wielkimi kontrastami w interpretacji. 


TT: No ale przecież muzyka Chopina, jeśli poprawnie odczytywać jej zapis, bazuje na wielkich kontrastach: środkach dynamicznych, harmonicznych, w tempach jest także bardzo kontrastowa. W fakturze tych utworów jest zapisanych bardzo wiele takich rzeczy, i nie brak momentów wartych szczególnego emocjonalnego podkreślenia czy zaakcentowania? 


LG: No i dużo przecież tych drobnych nut, przebiegów filigranowych dźwięków, ale u niego to wszystko zawsze było pomyślane jako cantabile, czyli - śpiewnie, niczym koloratura w partii śpiewaka operowego, nie chodziło o wybijanie tych dźwięków czy przejeżdżanie po nich jak „kijem po sztachetach płotu“, a o zrobienie z tego zawsze jakiejś ciekawej, pięknej linii melodycznej. To inna estetyka. Ja myślę że Chopin tępiłby także wykonania histeryczne, przesadne, i nadmiernie rozegzaltowane. Ale dzisiejszym młodym już to raczej nie grozi, bo dla nich dzisiaj najważniejsze są tempa. 


Ciąg dalszy - Część 5.


*) Janusz Ekiert: Pochowam tu sekret, Wydawnictwo Muza

Biografia Prof. Lidii Grychtołówny na portalu Culture.pl

Biogram Prof. Lidii Grychtołówny stronie Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina

© + Tomasz Trzciński Musikproduktion 2018. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Video

Diese Website verwendet Cookies. Bitte lesen Sie unsere Datenschutzerklärung für Details.

OK